Bezpieczni we własnym ciele.
Jak to jest, że niby świadome siebie kobiety, wiedzące co nam służy, a co nie, dbające o siebie, pewnego dnia mają przytłaczające wrażenie, że doszły do przysłowiowej ściany? Dlaczego dopada nas wypalenie, mimo że “inwestujemy” w siebie tyle czasu i uwagi? Czy to w ogóle ma sens? Ten cały rozwój osobisty?
Być może problemem nie jest to, że tak się staramy, pracujemy nad sobą, uczestniczymy w warsztatach i decydujemy na terapię. Może przyczyna naszego niepowodzenia tkwi w celu tych starań?
Może warto w końcu przedefiniować sobie wspomniany cel? Co nim jest: szczęście, dobrostan, sukces? Co to dla nas oznacza?
Zwróćmy też uwagę, że zjawisko wypalenia poruszane jest zwykle w kontekście pracy, a dokładniej zawodów związanych z pomaganiem, wspieraniem innych. Pojawia się więc u nauczycieli, terapeutów, lekarzy, pielęgniarek. Tymczasem kobiety realizując na co dzień rolę matki lub osoby wspierającej np.starzejacych się rodziców lub chorującego partnera także mieszą się w tej grupie. Tak, dobrze przeczytałyście: już jako matki i “opiekunki” mamy prawo czuć się wypalone. I zwykle osiągamy taki stan.
Jak w takim razie dochodzi do wypalenia, skoro troszczymy się o swoje potrzeby, potrafimy postawić granice, jesteśmy świadome naszych mocnych stron?
Sekret tkwi w emocjach, a dokładniej w tzw.niedomkniętym cyklu emocji. Spójrzmy na to z punktu widzenia neurobiologii.
Jeśli przyjmiemy, że emocja to natychmiastowa, automatyczna reakcja mózgu na jakiś bodziec i reakcja ta zapoczątkowuje szereg zmian w całym organizmie w związku z uwalnianiem do krwi różnych neuroprzekaźników, to pojawia się pytanie: co dzieje się z tymi związkami dalej?
W idealnym przypadku zostają zmetabolizowane, mówiąc kolokwialnie “zużyte” w trakcie reagowania na stres, zagrożenie, czyli sytuację, która zapoczątkowała daną reakcję.
Naukowcy przekonują, że emocje pozostawione same sobie, przeminą, a trening uważności pozwala tego osobiście doświadczyć.
Emocje można porównać do tunelu, który trzeba po prostu przejść do końca. I jak to z tunelem bywa możemy w nim utknąć na zbyt długi czas, możemy też wpaść w jakąś pułapkę. Utknięcie w danej emocji oznacza, że cykl emocjonalny nie może dojść do końca, a przechodząc na język neuronauki: hormony związane z daną emocją, np. kortyzol i adrenalina w sytuacji stresowej, wciąż krążą w naszym organizmie, mimo, że zagrożenie już minęło.
To jest właśnie przyczyną wypalenia, ten koktajl hormonów i neuroprzekaźników, który zostaje w nas, mimo że jego rola już się skończyła.
Cierpi na tym nasz układ krwionośny, serce, układ hormonalny, immunologiczny, nerwowy, a co za tym idzie cały organizm.
Co może w takim razie wesprzeć nas w przejściu tego tunelu emocji do końca? Jak domknąć wspomniany cykl emocji?
Tak na szybko: mamy tutaj do dyspozycji oddech, aktywność fizyczną, interakcje społeczne, a co za tym idzie radość, czułość, działania twórcze i kreatywne, ale też płacz.
Wróćmy jednak do naszego celu rozwoju. Jak do niego podejść, aby zobaczyć w czym tkwi pułapka, która przyczynia się do naszego utknięcia w danej emocji?
Czy cel sam w sobie jest czymś niewłaściwym, przeszkodą do rozwoju? A może ważne jak jest przez nas definiowany i jednocześnie jakie definicje dostajemy w spadku po społeczeństwie w jakim dorastamy?
Zobaczmy jak nam jest ze stwierdzeniem, że szczęście, dobrostan czy sukces to nie życie w spokoju, zdrowiu i radości czy we wiecznym poczuciu bezpieczeństwa. To stan przepływu, płynnego przechodzenia z jednej emocji do drugiej, ze złości, rozpaczy, lęku do radości, spokoju, poczucia równowagi. Raz za razem. Dzień po dniu. To nie zatrzymanie w jakiejś wymarzonej emocji, ale płynięcie z tym, co niesie życie.
Czy rezonuje to z nami? Warto posiedzieć, pochodzić, pożyć dosłownie z tymi słowami. Zobaczyć i przede wszystkim poczuć co one dla nas znaczą, co poruszają, jakie niepokoje aktywują, a jakie emocje tonują.
Warto mieć świadomość, że to nie sam stres nam szkodzi, ale że problemem jest utknięcie w stanie jaki stres w nas aktywuje, czyli np. utknięcie w jakiejś emocji: lęku, wstydzie, poczuciu winy, złości.
Nawiązując do świadomości ciała, dobrostan to stan, kiedy ciało staje się dla nas bezpiecznym schronieniem, bez względu na to gdzie i z kim jest.
To stan kiedy w niezbyt bezpiecznym miejscu my czujemy się bezpiecznie mając dostęp do naszych zasobów “cielesnych” – oddechu, ruchu, poczucia ciała. To piękny prezent dla samej siebie.
Agnieszka Bonar-Sadulska