wolność, seksualność, życie i to drugie coś

Manifestacja największej mocy

Zdarza mi się podczas głębszej pracy na gruncie seksualności usłyszeć od mężczyzn, że z jednej strony pragną całkowitego seksualnego wyzwolenia kobiet, a z drugiej jest w nich jakaś część, która takiej kobiety pełnej mocy się boi. Czasem, gdy swobodna i pełna godności kobieca moc manifestuje się, ten drugi głos degraduje ją i obśmiewa. Bywa, że w przestrzeniach takich jak warsztaty pracy z seksualnością, gdy czujemy się zupełnie bezpiecznie i pewnie, seksualność kobiet manifestuje się i to z taką mocą, że niektórym osobom aż trudno to wytrzymać! Wtedy pojawia się jakiś żart, przytyk, uwaga… i po chwili nie ma śladu po całej tej świętej i wyjątkowej atmosferze. Już jesteśmy w punkcie wyjścia – tutaj, gdzie kobiecość jest skromna i nudna, przyzwoita i schowana, a nawet poniżona; gdzie nikt nawet nie podejrzewa kobiet o to, że mogą rodzić w orgazmie lub miewają dzikie fantazje erotyczne. Gdy kobieca seksualna moc manifestuje się w pełni, czasem wszystko w człowieku drży – i to bez względu na to, czy jest to człowiek kobieta czy człowiek mężczyzna. Niektórzy mężczyźni mogą marzyć i fantazjować o kobietach seksualnie wyzwolonych – i jednocześnie bardzo bać się tego wyzwolenia. Mogą być zagorzałymi feministami pragnącymi obalić patriarchat, i gdzieś w jakimś zakamarku swojej osobowości, tego obalenia się obawiać. Podobnie niektóre kobiety – mogą podejmować wielką pracę nad sobą, aby stać się całkowicie wyzwolone, i gdy już są na krawędzi, gdy już jarzmo zostało prawie zrzucone, większość stereotypów przepracowana i zmieniona… mogą chcieć zrobić krok do tyłu. Spotykam się z tym na co dzień – z tym strachem, z obawą: „Co się stanie z moim życiem, gdy pozwolę sobie być wolną w swojej seksualności? Co się stanie z moim życiem, gdy moja żona pozwoli sobie być całkowicie wolna w swojej seksualności? Co się stanie z naszym światem?”. Za tym pytaniem stoi strach. Ogromny lęk przed zmianą. Tak, czasem marzymy o tym świecie pełnym akceptacji dla seksualności i jednocześnie myślimy: „Och, nie, jeśli kobiety dostaną seksualną swobodę, skończy się świat”. Piszę o głosie pełnym lęku, bo sądzę, że jest ważny. Bardzo ważny. Moim zdaniem to głos patriarchatu, który nosi w sobie być może każda osoba. Głos, którym system broni się przed zmianą. Nancy Friday w roku 1991 pisała, że gdyby kobiety mogły być seksualnie wolne, ich potencjał zniszczyłby gospodarkę. Sądzę, że ten głos i ten lęk mogą skutecznie powstrzymywać nas przed zmianą. Wiele osób nie pozwala sobie na swobodną ekspresję swojej seksualności, nawet w bardzo bezpiecznych sytuacjach, w których nie pociągnie to za sobą negatywnych konsekwencji. Dlaczego? Bo „głos patriarchatu” szepcze im do ucha: „Naprawdę chcesz spuścić się ze smyczy? Przecież ten seksualny ogień cię spali! Zabije cię! To zniszczy twoje życie, twoją rodzinę, twój związek! Staniesz się bezduszną suką, która na oślep będzie z wszystkimi kopulować! Gdy będziesz realizować swój seksualny potencjał, zapomnisz o dzieciach, o pracy, o mężu, staniesz się ladacznicą, dziwką, zdzirą”. Pobrzmiewa w nim przekonanie, że to, co niekontrolowane, jest niebezpieczne.  To głos człowieka, który chce wybetonować koryto rzeki i wykarczować las. Pobrzmiewa w nim wiara, że w seksualności nie ma części odpowiadającej za miłość, więzi, bliskość z ludźmi, tak jakby seks rozrywał relacje. W patriarchalnej kulturze widzi się seks jako niską i niszczącą siłę. To niezwykłe, że ta sama moc, która stwa­rza dzieci i miłośnie spaja ze sobą ludzi – czasami na całe życie – postrzegana jest jako coś niszczącego, niskiego, coś, co należy bezwzględnie tępić, a przynajmniej skrupulatnie kontrolować! W opowieściach o duchowej seksualności wspomina się o energetycznym rozcięciu człowieka na poziomie pasa: czakra seksualna, związana z (pro)kreacją i pożądaniem, jest poniżej pępka, czakra serca, związana z miłością i relacjami – powyżej. To rozdzielenie wpisuje się w seksualność patriarchalną, która zdaje się narzucać wszystkim taką wizję: „Seks to seks, miłość to miłość, a gdy czujesz pożądanie, zapominasz o miłości, bliskości, ukochanych i bez względu na konsekwencje idziesz realizować swój niski popęd”. Ja w to nie wierzę. Wierzę za to, że miłość i seksualność mogą ze sobą harmonijnie współgrać (i po raz kolejny wyjaśniam, że nie utożsamiam miłości jedynie z zakochaniem ani też nie twierdzę, że bez miłości nie może być seksu). Wierzę, że kobieta, która ma serce i kocha, bez względu na to, jak bardzo zaangażowałaby się w radosne eksplorowanie własnej seksualności, pamiętać będzie o swojej rodzinie, dzieciach, kochankach i bliskich, bo miłość działa tak, że chce się być z osobami, które się kocha, bo chce się o nie troszczyć i dbać. Wierzę, że seksualność wspiera nasz wzrost. Doświadczam tego, że dzięki seksualności rosnę. Widzę wokół siebie osoby, które seksualność wspiera. Często, gdy rośniemy, boimy się tego. Boimy się swojej mocy. Wtedy, aby „zejść na ziemię”, można powołać się na ten patriarchalny głos: „Nie rób tego, to niebezpieczne, gdy staniesz się wolna w swojej seksualności, zniszczysz życie sobie, dzieciom i mężowi”. Ja też ten głos słyszałam. Też się bałam zrobić krok do przodu. Czasem nadal go słyszę. To bardzo użyteczny głos, który zgłośnić mogę zawsze, gdy wolę stać w miejscu. Dzięki niemu nie pójdę dalej. On mnie ochroni przed zmianą i przed wolnością, która jawi się jako tak niebezpieczna! Mogę stać w miejscu. Mogę rezygnować z samostanowienia, mogę oddawać odpowiedzialność za swoje życie i mówić: „No nie mogę, no nie wypada, to kobietom nie przystoi, to niebezpieczne, to niszczy rodzinę i tradycyjne wartości”. A może chodzi o to, że mam moc zmieniania świata, że mam moc zmieniania swojego życia, że mam moc realizowania swoich marzeń, planów i fantazji – i boję się tej mocy? Widzę, że gdy człowiek uczy się akceptować swoje ciało i seksualność, uczy się akceptować siebie – w całej swojej pełni. Gdy uczy się seksualnej wolności, uczy się wolności w każdej dziedzinie życia. Czy strach przed seksualnością to strach przed wolnością? Przed wzięciem odpowiedzialności za siebie i swoje życie? Skoro mogę stanowić o sobie w tej dziedzinie, dlaczego mam nie stanowić o sobie w każdej innej? Komu przeszkadzają moja wolność, samodzielność, decyzyjność? Mojemu mężowi, moim dzieciom, mnie samej? Zakładam, że jeśli mąż nie życzy mi wolności, relacja, która nas łączy, to nie miłość, ale uwiązanie, uzależnienie, zniewolenie. A może ta wolność nie jest niebezpieczna tylko na poziomie osobistym, może ona jest bardzo niebezpieczna na poziomie globalnym? Czy kobieta wolna od winy i wstydu będzie dobrą konsumentką? Może na niewolnicy patriarchatu kapitalizm więcej zarabia? Może rząd łatwiej sobie radzi z krajem zniewolonych osób niż z wolnymi jednostkami? Ta wolność ogólna może zrodzić się z wolności seksualnej, co zostało zauważone i zneutralizowane w ten sposób, że religie i państwa zaczęły kontrolować i zniewalać kobiety, aby zniewalać społeczeństwa. Tak, wiem, kwestie te są dość oczywiste i sam tylko Michel Foucault napisał o tym grube tomy, ale chcę, żeby wybrzmiało to także i w tej książce, bo zdaję sobie sprawę, że materiał tutaj zebrany może i zachwycić, i przerazić. Czasem na warsztatach spotykam kobiety, które mówią o tym, że chcą być kobiece, kwitnące, soczyste i seksualne, a gdy już takie się stają, gdy już zasmakują wolności, chcą znów zasznurować gorset, wrócić do skorupy. W obecnych czasach dopiero tworzą się wzorce nowej seksualności, tworzenie swojej tożsamości ze znanych i nieznanych elementów jest tym bardziej ekscytujące i zatrważające, że jeszcze nie wiemy, do czego dążymy. Jak wiele mamy obecnie w kulturze wizerunków kobiet, które są swobodne i wyzwolone? Jak ty postrzegasz wyzwoloną kobietę? Czy widzisz ją podobnie jak ja? Gdy ja myślę o wyzwolonej seksualnie kobiecie, myślę o takiej, która jest radosna i soczysta w swojej seksualności, ale nie jest w niej bezmyślna. W moich oczach to kobieta dojrzała, odpowiedzialna, która używa życia, realizuje marzenia i fantazje i robi to w zgodzie ze swoim sercem, w głębokiej zgodzie ze sobą, w poszanowaniu granic i uczuć swoich oraz innych osób. Tak właśnie widzę wyzwoloną seksualność – jako radość i wolność, i odpowiedzialność. Wyzwolona kobieta może całe życie przeżyć z jednym partnerem lub partnerką. Może też być sama. Może też mieć dziesiątki kochanek i kochanków. Czy wolność sprzyja „rozpuście”, czy może brak sztyw­nych ograniczeń z zewnątrz pociąga konieczność stworzenia własnych reguł i zasad? Jedna z moich koleżanek miała zasadę 24 godzin – nie wchodziła w kontakt seksualny z kimś, kogo znała krócej niż 24 godziny – to była jedna z jej zasad, z zasad wolnej seksualnej kobiety. Głęboko wierzę w ludzką mądrość, w mądrość kobiet. Wierzę, że każda kobieta potrafi ustalić własne zasady i priorytety. Wierzę, że każda kobieta potrafi sama zadecydować o tym, czy zostać matką czy nie, i nie potrzebuje do tego żadnych regulacji prawnych takich jak chińskie (dawna polityka jednego dziecka) czy polskie, które od prawie 30 lat sugerują Polakom i Polkom, że to nie kobiety powinny decydować w kwestii ciąż i ich przerywania – bo kobiety są zbyt nieodpowiedzialne – więc rząd specjalnymi ustawami musi regulować ich seksualność i dyscyplinować delegalizacją aborcji. Głos polskiego prawa z 1993 roku to głos patriarchatu, który mówi: „O nie, kobieta, która ma prawo przerywania ciąży, nie będzie robić nic innego niż tylko kopulować i się skrobać, musimy ją przed tym powstrzymać”. Bardzo podobny głos mówi, że wyzwolona kobieca seksualność zniszczy kraj i rodzinę, prawda? Tak, ten głos w nas pobrzmiewa! I jest to my włączające, bo sądzę, że może być on ukryty w każdym. We mnie. I w tobie też. Wierzę, że można go wysłuchać, wziąć to, co cenne z jego wypowiedzi, a resztę pominąć. Co cennego przekazuje ten głos? Informację o niewyobrażalnej i niezniszczalnej potędze kobiet. Patriarchat wojował z kobietami i z ich seksualnością tysiące lat (z męską również, ale pierwszym celem ataku były kobiety), wytaczając największe działa i armaty. Gdyby nie bał się kobiet, nawet by nie pomyślał o wojnie. Kobieca seksualność jest więc przeogromną siłą i „godnym rywalem”. Jest też tak potężna, że system, który dysponował (a w niektórych miejscach dysponuje nadal) takimi narzędziami opresji jak stosy, więzienia, gwałty, morderstwa, kamieniowanie i zakopywanie żywcem, od tysięcy lat boi się, że nawet największa przemoc nie zniszczy mocy kobiecej seksualności. Piszę o tym patriarchalnym głosie, bo poczułam, że książka, którą czytasz, jest taką właśnie wolną i swawolną, odpowiedzialną i dojrzałą kobietą. Ta książka jest głosem wielu kobiet, które w nieskrępowany sposób mówią o swojej seksualności. Bez względu na to, czy miały wielu kochanków czy żadnego, wiele orgazmów czy żadnego – są seksualne, są świadome swojej seksualności i robią użytek ze swojej wolności, opowiadając wprost te piękne i przejmujące historie. Ich historie tyczą się najróżniejszych dziedzin życia i kobiecych seksualnych doświadczeń.

 

To jest fragment z książki „Uniesienie spódnicy”

Voca Illnicka.

 

Przewiń do góry